wtorek, 10 stycznia 2012

Et vice Versailles!

Ostatni weekend zaczęłam iście po królewsku! Po skończeniu piątkowej pracy i upieczeniu urodzinowych ciasteczek dla koleżanki, wybrałam się do Wersalu. Zaliczyłam długi spacer na trasie dworzec-który-dalej-być-nie-może aż do prawie-zamku i takie refleksje mnie naszły: jakie to niesamowite uczucie spacerować tymi samymi drogami, którymi kiedyś przechadzała się francuska arystokracja z Królem Słońcem, a lata później Marią Antoniną na czele! Oglądając Le roi soleil (musical opowiadający historię Ludwika XIV), mogłam sobie wyobrazić jak to wszystko wyglądało, a teraz.. znów tam byłam. Gdy odwiedziłam pierwszy raz Paryż, zwiedziłam cały pałac, wraz ze ślicznymi ogrodami Marii - Wersal, jako "złota klatka" naprawdę robi wrażenie, zwłaszcza olbrzymia sala lustrzana, składająca się z (uwaga, nie zgadniecie) samych luster. Nic dziwnego, że Maria Antonina wydawała krocie na swoje kreacje mieszkając w takim miejscu. Ale Wersal, wbrew pozorom, to nie tylko słynny pałac - to przede wszystkim miasto. Pełne małych alejek, które są przeurocze, zwłaszcza w tym okresie około-świątecznym, kiedy wszędzie palą się lampki, na drzewach, na budynkach - pięknie i magicznie.


fot. Kelsey Amerongen
W każdym razie, będąc w Wersalu, w sobotni ranek odkryłam  jedno z najwspanialszych miejsc na świecie: ANTYKWARIAT. Owszem, bywałam już w różnych antykwariatach i antykwariacikach w dzielnicy łacińskiej, spędziłam godziny na spacerach wzdłuż Sekwany podziwiając, co do zaoferowania mają tamtejsi bukiniści, ale... to nie było do końca to. Zacznijmy od rzeczy najważniejszej, zwłaszcza kiedy portfel płacze i świeci pustkami - CEN. Podniszczona karteczka z napisem "1 euro" podbiła moje serce. Miliony książek, zarówno nowych, starych, jak i tych, które już dawno powinny rozpadać się w rękach; po francusku, po angielsku, ale również w innych językach.. (udało mi się znaleźć nawet dzieła Sienkiewicza - nie żebym była jego fanką, ale to zawsze jakiś polski akcent!) I wszystkie za symboliczne 1 euro! Moje ulubione du pain au chocolat więcej kosztuje. W takiej sytuacji moja skromna francuska biblioteczka wzbogaciła się o 6 książek, 5 w języku francuskim i jedną angielskim - wspaniałą Jane Eyre, która będzie czekała na lepsze czasy - czyli te w których będę swobodnie czytała angielską klasykę, bez ślęczenia nad słownikiem. Ale wracając do samego miejsca. Kolejną rzeczą, która mnie tam urzekła był zapach. Uwielbiam zapach starych książek, a to miejsce jest nim całkowicie przesiąknięte. Oprócz literatury znajduje się też tam masa starych mebli (nie wzgardziłabym, gdyby niektóre przeprowadziły się stamtąd do mojego mieszkania), obrazów i ogólnie: staroci.  W tym pudełko, którego zawartość mnie również zauroczyła: masa starych, zapisanych pocztówek. Czyż to nie wpływa na wyobraźnię? Na zakończenie przeprowadziłam przemiłą konwersację z właścicielem - i mimo, że do Wersalu mi nie po drodze, to jestem pewna, że to nie była moja ostatnia wizyta w tym miejscu. Tylko jak ja z tym wszystkim potem wrócę do Polski?

11 komentarzy:

  1. Przesiąknęłam twoim opowiadaniem tak jak biblioteka starymi książkami :-) dziękuje za to miłe doświadczenia :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, przekonałaś mnie, wpadam.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Goodlenka: bardzo mi miło :)
    @Witold: ha, grunt to odpowiednie argumenty!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widząc przepych i bogactwo Wersalu, w odniesieniu do biedy jaka panowała ówcześnie na ulicach Paryża, rewolucja francuska z jej najbardziej krwawymi aspektami przestają budzić jakiekolwiek zdziwienie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawda, zdecydowanie nie dziwi. A jak jeszcze dorzucimy do tego odpowiedź Marii Antoniny na "Nie mamy chleba" - "To jedzcie ciastka!" to już kompletnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam i pasjonuję się XVIIIw Francją, moim marzeniem jest zobaczyć kiedyś Wersal, strasznie Ci zazdroszczę. :) A co do 'Jedzcie ciastka' to czytałam kiedyś, że było co do tej sytuacji mnóstwo kontrowersji, podobno nienawidzący królowej urzędnicy wymyślili te słowa. Ale niestety jak to było to nigdy się już nie dowiemy. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze zobaczysz! Skoro się pasjonujesz, to pewnie widziałaś wspomniany przeze mnie musical? Jeśli nie - koniecznie zobacz! A z tymi ciastkami to też słyszałam, że to podobno nie do końca prawda, że tylko ją próbowano oczernić jaka jest zła i niedobra :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Słyszałam o nim i to mnóstwo dobrego ale nie miałam jeszcze okazji zobaczyć. :D Ale jak tylko skończy się sesja to się za tym szerzej rozejrzę. :)
    A Maria Antonina nie była zła i niedobra, ja myślę, że nie bardzo umiała się odnaleźć w tym w co ją wepchnięto. :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja za to chyba w takim razie muszę sobie odświeżyć "Marię Antoninę" (Kirsten <3)! Jak już obejrzysz "Le roi soleil" to daj znać jak Ci się podbało :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pewnie!
    Uwielbiam Kirsten w tej roli. :D

    OdpowiedzUsuń